Werwolf
Z Wikipedii
|
Werwolf - niemiecka organizacja partyzancka działająca na ziemiach utraconych przez Wehrmacht po 1943 r.
Spis treści |
[edytuj] Historia
Latem 1943 r. miała miejsce w gabinecie samego Heinricha Himmlera tajna narada z udziałem kilku ministrów III Rzeszy i wyższych oficerów SS. W jej wyniku powstał plan "W-II" (Werwolf) – zakładający potrzebę szerzenia dywersji na tak zwanym "płytkim" zapleczu nieprzyjaciela, w razie zaistnienia konieczności odwrotu armii niemieckich. Dopiero w kilkanaście miesięcy później, jesienią 1944 r., odbyła się kolejna narada, już w nieco szerszym gronie decydentów, której owocem była modyfikacja planu "W-II". Dorobiono do niego supertajny wariant – prowadzenie walki podziemnej w przypadku okupacji Niemiec przez aliantów.
Główny twórca tego przedsięwzięcia, Reinhard Gehlen z Wehrmachtu, opracował projekt struktury podziemnej organizacji głównie na bazie doświadczeń z polskim ruchem oporu. Korzystał przy tym przede wszystkim z obszernych materiałów zgromadzonych przez warszawskie gestapo. Po zdławieniu powstania warszawskiego wywiad SS zdobył także dokumenty i archiwa AK. Z tych materiałów skopiowano strukturę podziemnej organizacji opartej na niewielkich grupach uderzeniowych. Szczególny nacisk położono na możliwie zdecentralizowaną strukturę organizacji. Plany szczegółowe obejmowały szkolenia sabotażystów, szpiegów i dywersantów, organizację magazynów broni i żywności oraz radiowych punktów łączności na ziemiach uznanych za zagrożone polską i radziecką okupacją. Chociaż oficerowie Waffen SS byli poważnie zaangażowani w planowanie ruchu, ostatecznie postanowiono – i była to zapewne decyzja szefa SS H. Himmlera, aby organizację tę rozbudować wokół struktur miejscowych dowódców sił bezpieczeństwa – Wyższych Dowódców SS i Policji (HSSPt). Było ich dwudziestu i działali w regionalnych centralach na terenie całego kraju.
Aby utrzymać zdecentralizowany charakter ruchu, większość działań związanych z rekrutacją, szkoleniem i zaopatrzeniem przyszłej partyzantki prowadzono na szczeblu lokalnym. Na przełomie roku 1944 i 1945 rozpoczął się werbunek, spośród niezwykle starannie dobranych ochotników, a następnie szkolenia w specjalnych ośrodkach przygotowawczych we Wrocławiu, Nysie, Cieszynie, a także w Hanowerze i Altbecku. Ukończyło je około 1300 osób, które w założeniu miało być dowódcami i specjalistami tworzących się już w tym okresie w terenie grup dywersyjnych. Co najciekawsze, wszystkie te przygotowania, jak i cały plan "W-II" były przed Hitlerem zatajone, gdyż prawie pewnym było, że uznałby on je za "defetystyczne". Niektórzy oficerowie niemieccy na czele z H. Himmlerem także mieli wątpliwości, jednak dość szybko rozproszył je rozwój frontowych wydarzeń.
Werwolf miał obejmować wszystkie okupowane ziemie III Rzeszy, lecz praktycznie istniał tylko na wschodnich rubieżach. Być może dlatego, że tutaj Niemcy poniosły straty terytorialne i przez to także niemiecka nienawiść do Polaków była wiele większa niż do aliantów zachodnich. Radziecka ofensywa ze stycznia 1945 r., przebiegająca nadspodziewanie szybko, doprowadziła do zajęcia ziem, wkrótce nazwanych zbiorczo Ziemiami Odzyskanymi, czyli Górnego i Dolnego Śląska, Pomorza Gdańskiego i Zachodniego, Ziemi lubuskiej oraz Prus Wschodnich. Na około 10 milionów zamieszkałych tam Niemców, już co najmniej 2/3 z nich uciekło przed frontem na zachód, za Odrę i Nysę Łużycką. Kierowali się oni strachem przed nadchodzącymi Słowianami oraz zaleceniami władz niemieckich co do ewakuacji. W ostatnich tygodniach wojny władze III Rzeszy ujawniły istnienie podziemnej armii. Miało to znaczenie wyłącznie propagandowe, a służyło podtrzymaniu podupadającej wiary Niemców w ostateczne zwycięstwo dzięki "cudownym broniom". Uruchomiono nawet specjalną stację pod nazwą Radio "Werwolf". Po kapitulacji Niemiec w maju 1945 r. niewielka część tej ludności zdecydowała się wracać w rodzinne strony. Trwało to do czerwca tego roku, zanim nie zamknięto granicy na Odrze. Wśród tych Niemców, którzy nie uciekli przed frontem oraz wśród chętnie powracających byli członkowie Werwolfu, wierni rozkazom, mimo upadku III Rzeszy.
[edytuj] Trudne początki
Błyskawiczne tempo przesuwania się wschodniego frontu w ostatnich miesiącach wojny zaskoczyło także dowódców odpowiedzialnych za niemieckie podziemie, czego konsekwencją był początkowy chaos w działalności organizacji. Na przykład, mimo wyraźnego rozkazu oddziały Werwolfu nie zdołały dokonać większych zniszczeń w strategicznie ważnym okręgu przemysłowym na Górnym Śląsku. Rozsiane po Pomorzu, Śląsku czy w Poznańskiem komórki miały trudności z komunikowaniem się i koordynowaniem działań. Upadek hitlerowskich Niemiec, aresztowanie, a następnie samobójstwo generalnego szefa organizacji, SS-obergruppenfuhrera H. Prutzmanna zahamowały dalszy rozwój tego przedsięwzięcia.
Niemniej ogrom energii i zaangażowania poświęconych w tym kierunku przez wiele różnych instytucji takich jak policja, wojsko, partia, Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) czy nawet organizacje młodzieżowe, nie mógł pozostać bez skutku. Tak więc już po zakończeniu wojny kilka tysięcy bojowników podziemia na Ziemiach Zachodnich i Północnych było gotowych do rozpoczęcia ostatniej i w ich głębokim przekonaniu jeszcze zwycięskiej walki (wszak większość z nich rekrutowała się z Hitlerjugend i Waffen-SS), w obronie zdobyczy wielowiekowej ekspansji niemieckiej na wschód...
Od wiosny 1945 r. na Ziemiach Odzyskanych trwał wzmożony ruch ludności. Napływali polscy osadnicy z ziem zagrabionych przez Rosję Sowiecką oraz z Polski Centralnej, jedni Niemcy wyjeżdżali, inni powracali. Powoli organizowała się polska, zrazu tymczasowa, administracja, której głównym problemem w tym czasie, a zarazem okolicznością sprzyjającą egzystowaniu niemieckiego ruchu oporu był fakt, iż po prostu brakowało na tych terenach ludności polskiej. W niektórych regionach miała miejsce sytuacja, w której Polacy skupieni byli tylko i wyłącznie w administracji, natomiast Niemcy stanowili resztę ludności. Ich społeczność zresztą łudziła się, czy też była łudzona, że mimo klęski wojennej, Śląsk, Pomorze Zachodnie czy nawet Gdańsk, nie zostaną Polsce ostatecznie oddane. Zakonspirowane w tej ludzkiej masie jednostki, często nie mające już nic do stracenia, podsycały jeszcze te nadzieje swoją fanatyczną, wyuczoną wiarą. Dzięki takim postawom Werwolf oraz inne, często samorzutnie powstające grupy tego typu, mogły istnieć pośród blisko 3 milionów niemieckich mieszkańców Polski. Nie bez pewnego znaczenia pozostawała również ówczesna sytuacja międzynarodowa, nacechowana atmosferą tymczasowości rozwiązań.
[edytuj] Główny wróg – Polacy
Podziemie pohitlerowskie, na czele z Werwolfem, stawiało sobie kilka zasadniczych celów. Generalnie chodziło o utrzymanie przewagi żywiołu niemieckiego na Ziemiach Odzyskanych poprzez czynne zwalczanie osadnictwa polskiego oraz nowej administracji. Teoretycznie brano pod uwagę przygotowanie powstania zbrojnego przeciwko okupantowi. Chodziło także o szerzenie wśród Niemców propagandy, z wykorzystaniem wszelkich argumentów, mającej na celu powstrzymanie ich wyjazdów za nowo powstałą granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej. W przypadku pogodzenia się z koniecznością opuszczenia pewnych miejsc oraz dążenia, by nie mogły one dalej służyć Polakom, decydowano się na taktykę "spalonej ziemi", czyli masowy sabotaż i dywersję. W skład niemieckiego podziemia wchodziło szereg mniejszych i większych organizacji, nie mających często ze sobą żadnego powiązania, ani też nie podlegających jakiemuś centralnemu kierownictwu. W polskiej historiografii określa się je, niezbyt poprawnie zresztą, zbiorczą nazwą Werwolf – od największej i najwcześniej, odgórnie utworzonej organizacji. W apogeum działalności siły te można oszacować na blisko 10 tysięcy, prawdopodobnie jednak z wliczeniem w tę liczbę oddziałów złożonych z niedobitków niemieckiej armii.
Struktura organizacyjna opierała się na istniejącym podziale administracyjnym. Najmniejsza jednostką siatki była komórka wiejska na czele z dowódcą (Dorfführerem), składająca się przeważnie z 7-10 osób. Te z kolei podlegały komórce gminnej, w skład której wchodziło zwykle 5-6 komórek wiejskich. Każdy powiat liczył 30-50 komórek podstawowych w sile do 400 członków. Sztab powiatowy na czele z Kreisführerem składał się z kilku (5-6) osób. Komórki powiatowe podporządkowane były organizacyjnie okręgowym, czyli wojewódzkim, którymi to kierowali gauleiterzy. Struktura ta nieco przypominała schemat organizacyjny NSDAP.
Istniała też możliwość działania grup zbrojnych w terenie, bez oparcia u ludności miejscowej, dzięki zawczasu przygotowanym magazynom broni, amunicji i żywności. Niektóre oddziały leśne miały charakter stały, gdyż składały się z ludzi poszukiwanych, którzy nie mogli już powrócić do normalnego życia (np. zbrodniarze wojenni z SS). Większość grup miała jednak charakter doraźny, okresowy – w nocy gospodarze niemieccy podpalali i mordowali Polaków, by w dzień udawać spokojnych, lojalnych i zapracowanych obywateli. Poszczególne grupy miały charakter wojskowy, wojskowo-cywilny lub tylko cywilny. Ta pohitlerowska działalność, w mniejszym lub większym stopniu objęła swoim zasięgiem ówczesne województwa: szczecińskie, opolskie, bydgoskie, wrocławskie, olsztyńskie, gdańskie, katowickie, zielonogórskie i koszalińskie.
Władze polskie postanowiły w żadnym wypadku nie bagatelizować problemu na powyższych terenach, a zwłaszcza na nowym pograniczu. Tuż po zamknięciu granicy zachodniej dla powracających Niemców, pod koniec czerwca 1945 r., rozpoczęto wysiedlenia z powiatów przygranicznych, trwające do połowy lipca. Objęły one liczbę około 200 tysięcy Niemców, co przyczyniło się poniekąd do stabilizacji sytuacji nad samą granicą. Nie znaczy to jednak, iż udało się zapobiec ruchowi łączników podziemia zza Odry, zwłaszcza na kierunku Sudety oraz region szczeciński.
[edytuj] Bitwa o Szczecin
Na Pomorzu Szczecińskim podziemie pohitlerowskie na czele z Werwolfem nie było ani zbyt liczne, ani też nie znajdowały się tam ważniejsze jego ośrodki dyspozycyjne, ale dzięki dobremu przygotowaniu ludzi i zaplecza stało się dosyć groźne. W swojej agitacji propagandowej wykorzystywało powszechnie znany fakt tymczasowości rozwiązania granicznego w okolicach Szczecina, budząc w miejscowej ludności nadzieję na pozostanie tych terenów w granicach państwa niemieckiego. W pięć dni po przekazaniu miasta z rąk radzieckich w polskie, czyli 10 lipca 1945 r., została wyznaczona tymczasowa linia demarkacyjna, która pod administracją niemiecką pozostawiła, między innymi, czwartą część samego Szczecina. W mieście i okolicach, ciągle zamieszkałych w ogromnej większości przez Niemców, mnożyły się podpalenia ważnych strategicznie obiektów i zbrojne ataki na mniejsze grupy polskie. Spektakularnym wręcz sukcesem Werwolfu było spalenie jedynego mostu kolejowego przez Odrę, łączącego obie części Szczecina. Podobnie, wskutek nieustannych ataków, niemożliwym było korzystanie latem 1945 r. z ważnej kolejowej stacji podmiejskiej Gumieńce.
Postanowienia XII rozdziału Układu Poczdamskiego z 2 sierpnia 1945 oraz późniejsze umowy przyniosły definitywne ustalenie granic północnych i zachodnich Polski. Co więcej, decydują też o wysiedleniu wszystkich Niemców od lutego 1946 r., z utraconych przez III Rzeszę ziem. Wszystko to jednak w niewielkim stopniu wpłynęło na bieżącą aktywność podziemia pohitlerowskiego. 4 października 1945 r., wracający z podpisania szczegółowych umów ostatecznie likwidujących w okolicach Szczecina administrację niemiecką, polski prezydent miasta oraz pełnomocnik rządu na Pomorze Zachodnie, tylko cudem uszli z życiem z zasadzki przygotowanej przez oddział Werwolfu. Do walki, oprócz sił milicji i Urzędu Bezpieczeństwa, musiało zostać zaangażowane wojsko. Do obsadzenia Pomorza Szczecińskiego sformowano specjalnie 12. Dywizję Piechoty.
Militarne wysiłki sił polskich w eliminacji niemieckich grup podziemnego oporu powoli zaczęły przynosić efekty: pod koniec roku udało się zlikwidować Polakom nadzwyczaj aktywną grupę zbrojną na pełnej jeszcze Niemców wyspie Wolin, oraz oddział płetwonurków w Świnoujściu, gdzie wcześniej zdołali oni dokonać licznych zniszczeń w tamtejszym strategicznie ważnym porcie.
Z początkiem 1946 r. rozbito niemieckie oddziały leśne już ostatecznie (głównie dzięki trwającej równolegle akcji wysiedlania), co nie oznaczało jednak, że walka ustała. Polacy w dalszym ciągu ponosili straty, co dotyczyło szczególnie żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza, które objęły służbę w listopadzie 1945 r. Również dotkliwe były straty materialne – np. w wyniku ścięcia przez sabotażystów niemieckich prawie wszystkich słupów trakcji elektrycznej w powiecie myśliborskim, został on na dłuższy okres pozbawiony prądu.
[edytuj] Trudna sytuacja na Dolnym Śląsku
Wiosna następnego roku przyniosła już masowe i planowe wysiedlanie ludności niemieckiego pochodzenia. Zmobilizowało to nieliczne resztki oddziałów zbrojnych do prób utrudnienia i zahamowania tego procesu, który właśnie im ograniczał możliwości działania. Nie powiodło się to jednak, podziemie musiało stopniowo odejść od działalności "czynnej", nie ustając jednak w pracy propagandowej, wśród systematycznie kurczącej się społeczności niemieckiej. Ustało to dopiero, jak donoszą ówczesne źródła, w połowie roku 1947.
Na Śląsku, w porównaniu z Mazurami i Pomorzem, sytuacja wyglądała dla polskiej władzy znacznie gorzej. Jeszcze w styczniu 1946 r. na około 2 miliony Niemców w Polsce, 2/3 mieszkało na Dolnym Śląsku i to w zwartych skupiskach. Województwo wrocławskie, a zwłaszcza jego część sudecka, było miejscem najaktywniejszej działalności pohitlerowskiego podziemia. Niewątpliwie sprzyjały temu warunki naturalne regionu. Doszło nawet do lokalnych przypadków niemożności utrzymania polskiej kontroli nad pewnymi rejonami, niemniej w skali mniejszej znacznie niż w przypadku walk z podziemiem ukraińskim w Polsce południowo-wschodniej. Dotkliwie w tej części Śląska dawała się we znaki szczupłość polskiego osadnictwa. Zanotowano problemy z zasiedlaniem przez Polaków tak niespokojnych ziem, a nawet sporą liczbę przypadków rezygnacji z zamieszkiwania tam już po osiedleniu. Famę taką podtrzymywała przez pewien czas prasa, co zmusiło władzę do skoncentrowania większych sił wojskowych na najbardziej zagrożonych odcinkach. Niemieckie oddziały leśne terroryzowały i rabowały polską ludność cywilną, a funkcjonariuszy państwowych, obojętnie jakiej służby, natychmiast mordowały.
Działalność ich była tym groźniejsza, że posiadały one wspólne regionalne kierownictwo oraz korzystały z szerokiego oparcia u ludności niemieckiej. W większych miastach Dolnego Śląska (Opole, Legnica, Wrocław) jeszcze w dość długi czas po zakończeniu działań wojennych miały miejsce podpalenia budynków o szczególnym dla administracji polskiej znaczeniu. Tak spłonęła, przykładowo, Wrocławska Biblioteka Uniwersytecka. W tym regionie słowo "Werwolf" nabrało szczególnie złowrogiego, wręcz przerażającego wydźwięku.
Inną płaszczyzną działania pohitlerowskiego ruchu oporu było przenikanie niemieckich fachowców (gdyż polskich po prostu brakło) do warstw kierowniczych personelu licznych tam zakładów przemysłowych. A następnie utrudniali oni uruchomienie kolejnych hut, kopalń czy fabryk lub też świadomie doprowadzali do ich zniszczenia. Tak zorganizowany, masowy sabotaż w przemyśle stawał się już także problemem o skali ogólnokrajowej, zwłaszcza z powodu występowania w tym regionie unikatowych zakładów przemysłowych o szczególnej wadze (kopalnie miedzi, wolframu). Z rąk takich właśnie "fachowców", w wyniku polskiej kontrakcji, zdołano uratować szczęśliwie jedyną w Polsce kopalnię wolframu. W tego typu działalności sabotażowej celowała, druga pod względem znaczenia po Werwolfie, w zasadzie cywilna organizacja "Freies Deutschland" skupiająca wielu specjalistów różnych branż, a dążąca do oderwania Dolnego Śląska od Polski. Na jej właśnie konto należy zapisać zniszczenia lokalnych, lecz ważnych fabryk: papy w Żaganiu, dachówek w Czarnej, fajansów w Zebrzydowie.
Przez cały 1946 r., mimo trwających wysiedleń w regionie, miały miejsce walki. Na miejsce rozbitych grup powstawały nowe, nie były jednak w stanie zrealizować swego głównego celu, czyli powstrzymania akcji wysiedleńczej. Przez to też stopniowo ich aktywność słabła. Ostatnie niemieckie grupy leśne, już o zdemoralizowanym obliczu, głównie rabunkowym, działały do początków 1947 r. Pewną iskrą nadziei dla ludności niemieckiej były rewizjonistyczne wypowiedzi zachodnich polityków (J. Byrnes – IX 1946 oraz K. Schumacher – VIII 1946), lecz rzeczywistość szybko ją zgasiła. Jednak na Śląsku do sabotaży i dywersji sporadycznie dochodziło jeszcze nawet w 1948 roku.
[edytuj] Skazani na klęskę
W województwie olsztyńskim działało po wojnie kilka grup podziemnych o niewielkim znaczeniu, a tylko jedna z nich zdołała przetrwać do początków roku 1946. Natomiast Gdańsk i Opolszczyzna stały się miejscami rozbicia ostatnich pohitlerowskich organizacji – "Jungenbund der Freien Stadt Danzing" we wrześniu 1949 r. oraz "Freikorps Gross-Mossdorf" w sierpniu 1949 r. Polskie służby bezpieczeństwa od końca wojny zlikwidowały blisko 70 niemieckich zrzeszeń tego typu. Niemiecki ruch oporu nie zapisał jednak karty, która byłaby jakkolwiek porównywalna z Polskim Państwem Podziemnym. Obiektywnie należy stwierdzić, iż po prostu zabrakło im koncepcji, determinacji, doświadczenia. Dlatego stał się tylko krótkim epizodem lub raczej epilogiem w dziejach zmagań II wojny światowej.
Omówiona powyżej tematyka nie zalicza się do szerzej znanych. Świadczą o tym chociażby pewne błędy w jednym z wydań encyklopedii PWN gdzie do Werwolfu zalicza się zupełnie inne organizacje ("Freies Deutschland", "Edelweiss Piraten), a także błędnie podaje jego nazwę jako "Wehrwolf", co można by tłumaczyć jako "zbrojny wilk", a nie prawidłowo "Werwolf", czyli "Wilkołak". Może błąd ten pochodzi z tego, iż wymowa tych dwóch słów jest w języku niemieckim bardzo zbliżona. Źródłosłów nazwy jest związany z legendami słowiańskimi i germańskimi. Wilkołak – pół-człowiek, pół-wilk – miał wzbudzać lęk, grozę i respekt. Słowo to, a właściwie nazwa, choć użyte propagandowo, dosyć trafnie oddawało naturę tego pohitlerowskiego ruchu – zwłaszcza że w przypadku wspomnianych grup okresowych, działalność miała miejsce prawie wyłącznie w nocy. Generalnie najsilniejszy i, jak się okazało, ostateczny cios podziemiu niemieckiemu zadały władze polskie akcją wysiedleńczą. Tylko w ten sposób, analogicznie do Akcji "Wisła", można było radykalnie przeciąć trudności związane z utrwalaniem polskiego władztwa na tzw. "Ziemiach Odzyskanych".
Jako swoistą ciekawostkę, nie mniej, jak najbardziej na czasie można przytoczyć fakt, iż w organizacjach tzw. "wypędzonych" w Niemczech funkcjonują obecnie żyjących jeszcze "wilkołacy", czyli kombatanci z Werwolfu. Z pewnością darzą oni dosyć swoistym sentymentem utracone po wojnie "małe ojczyzny" i miejsca swoich ostatnich walk, co tłumaczy częściowo nieprzejednaną i nienawistną postawę tych organizacji wobec Polaków.
[edytuj] Linki zewnętrzne
- Artykuł na temat Werwolf w Myśl Polska